środa, 23 stycznia 2013
6. „ Aishiteru yo* ”
Uwagi: Nie było mnie tu aż cztery miesiące. Macie pełne prawo mnie pobić - nie będę się bronić ;_; Na swoje wytłumaczenie mam tylko brak czasu i weny (a gdy już takowa u mnie zawitała, mój laptop nie działał, więc nie miałam jak pisać :c). Jak zwykle rozdział mi się nie podoba. Chciałam wstawić go dziś, byście nie musieli dłużej czekać, więc nie miałam czasu na dokładne sprawdzanie zapisu - jeśli znajdziecie błędy, to mi je wskażcie, proszę ^^
Tak wgl to miałam dziś śmieszną przygodę, gdyż jedna z czytelniczek stworzyła bloga o takiej samej tematyce, co "To, co zakazane...". Myślałam, że to plagiat, ale, jak się potem okazało, tak jednak nie jest i już wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Swoją drogą, będzie to dla mnie ciekawe doświadczenie, by czytać powieść podobną do mojej :)
Mam nowego bloga Azjatoholicy, ale chcę Was zaprosić również na stronę Uszati: Klejnot Jeziora.
Nie obiecuję, że wkrótce znowu nie zniknę, niestety. Proszę, zostawcie komentarz - chcę wiedzieć, kto jeszcze interesuje się tą powieścią ;_;
Polecam włączyć piosenkę, jest bardzo nastrojowa.
kwiecień, 2008 rok
Nie próbowałam się powstrzymywać. Już po chwili słone łzy spłynęły wąskimi strużkami po bladych policzkach, by następnie poddać się materiałowi spodni, w które wsiąknęły. Czekał je bardzo smutny los; krople obecne w rękawie -lub w innych częściach ubrania- służącym za chusteczkę, trafiały potem do pralki, w której ich egzystencja dobiegała końca, zmieszawszy się z wodą i proszkiem do prania.
Pociągnęłam lekko nosem i zaśmiałam się ponuro. Rzeczywiście musi być coś ze mną nie tak, skoro płaczę i myślę o praniu - pomyślałam i wróciłam do niedawno podjętego w moim umyśle tematu.
Nienawidziłam mojej słabości. Moja mama zawsze powtarzała, że wrażliwość jest bardzo cenioną cechą wśród ludzi, lecz ja czasami miałam o tym odmienne zdanie. Niektóre sytuacje doprowadzały mnie do łez, teraz miałam na to niepodważalny dowód.
To było zbyt przygnębiające. Mimo iż wiedziałam, że tak to się skończy, żywiłam małą nadzieję, że coś zmieni bieg wydarzeń i przywoła na mojej twarzy uśmiech. Widocznie miłość bywa niesprawiedliwa, ludzie zbyt często marzą o happy endzie, a później cierpią z powodu tych wybujałych myśli. Nie chciałam za każdym razem sięgać po nowe chusteczki (nie tylko dlatego, że gimnastyka w kierunku ich opakowania była niezwykle wyczerpująca, a wszelkiego rodzaju dziedziny sportowe nie stanowiły mojej mocnej strony) i żalić się na to, jaki to świat jest okropny i zły. Musiałam wreszcie pogodzić się z faktem, że nie da się uniknąć przeznaczenia.
Ponownie otarłam zimne łzy rękawem szarego, luźnego sweterka i zerknęłam na dżinsowe spodnie oszpecone przez niewielkie krople tej cieczy, co było konsekwencją przyjęcia przeze mnie pozycji skulonego, przestraszonego dziecka. Podniosłam się z kanapy i skrzywiłam się, gdyż moje ciało zdrętwiało przez kilkugodzinne siedzenie i teraz każdy ruch kończynami wywoływał nieprzyjemny ból. Nigdy więcej nie będę oglądać tego filmu - powtarzałam w myślach w trakcie wyjmowania płyty z odtwarzacza DVD, po czym schowałam ją w opakowaniu z tytułem "Titanic" na okładce. Taka była cena bycia fanem historii miłosnych z domieszką dramatu. Za każdym razem, kiedy przez mój umysł przewijały się momenty z tego filmu, nie mogłam znieść widoku umierającego Jacka, po cichu błagałam reżyserów o to, by to nie taki koniec zgotował im bezlitosny los. Cóż za ironia, ja chyba również nie miałam szczęścia w miłości. Niejeden raz wydawało mi się już, że nigdy nie doczekam się własnego ślubu, nie zaznam prawdziwego uczucia, które wypełniałoby moje serce aż do najpóźniejszych lat życia.
I niestety w tej kwestii miałam całkowitą rację, jednak jeszcze nie zdążyłam się o tym w pełni przekonać. Za późno zrozumiałam wszystkie swoje błędy i postępowania wbrew otoczeniu oraz własnej naturze. A szkoda.
- Rozmawiałaś z panem? - odezwała się Lisa z ustami pełnymi popcornu. Przyjrzałam się jej twarzy, uradowanej na widok miski z prażoną kukurydzą i chipsami, za które chwyciła niemal chwilę po przestąpieniu progu mojego domu. Od kilku lat praktykowałyśmy pewien rytuał, polegający na naszych cotygodniowych, piątkowych spotkaniach, które często kończyły się nocowaniem w moim pokoju. Do dziś nie miałam na tyle odwagi, by powiedzieć jej, że czasami chrapie przez sen. Zaśmiałam się cicho pod nosem na wspomnienie jej nocnych odgłosów, po czym narzuciłam na siebie ciepły koc.
- Prawdopodobnie pojedziemy właśnie do Los Angeles, na razie jestem na etapie wstępnego zapoznawania się z atrakcjami tego miasta.
- Kurczę, nie mogę się doczekać momentu, kiedy zanurzę stopy w oceanie - Darkness rozmarzyła się przez chwilę i mruknęła radośnie pod nosem na tę myśl. - Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć na to pieniądze, bo przez ostatnie tygodnie mój portfel wita mnie doszczętnie pustym.
- Nie trzeba było kręcić się po sklepach w centrum handlowym - odparłam, na co tylko przewróciła oczami i przygładziła prostą, rudawą grzywkę. Ostatnio czynność ta stała się jej nawykiem.
- Ciekawe, kto mnie namawiał do zakupu tych sukienek - przymrużyła oczy i po chwili wybuchła śmiechem. Przypadkowo trąciła przy tym naczynie z popcornem, które spadło na podłogę, brudząc ją jego zawartością. Wstałam i pomogłam jej posprzątać porozrzucaną kukurydzę. W ciszy zbierałyśmy pokarm do woreczka, a Lisa w tym czasie pozwoliła sobie na zawieszenie na mojej twarzy badawczego spojrzenia.
- Pochwalisz się przyjaciółce, jak rozkwita twoja miłość?
Wzięłam głęboki wdech, ale to nie pomogło w uspokojeniu się. Nie chciałam teraz o tym mówić, myśleć. W mojej głowie panował chaos, nie wiedziałam, co mam robić. Ale nie mogłam powiedzieć Lisie. A już na pewno nie o tym, co przydarzyło się dziś, kiedy David przebywał w moim mieszkaniu.
- W pierwszych dniach wydawałaś się bardzo zadowolona i radosna, ale ostatnio coś cię trapi - coś złego. Chodzi o tego cichego wielbiciela, o którym nie chcesz pisnąć ani słówka? - przytaknęłam. Cóż innego mogłam zrobić? - Ale nic nie powiesz - było to raczej stwierdzenie, niż pytanie, jednak i tak zaprzeczyłam ruchem głowy. Dziewczyna nie odezwała się, tylko z powrotem oklapła na kanapę i w ciszy wróciła do konsumowania ulubionych przysmaków.
- Neko! - krzyknęła, po czym cmoknęła kilka razy ustami w oczekiwaniu na pewnego gościa. Nagle usłyszałyśmy ciche skrzypnięcie drzwi, więc spojrzałyśmy w tamtym kierunku. Naszym oczom ukazała się drobnych rozmiarów kotka o szarej maści. Wyczuwszy intensywny zapach chipsów, czym prędzej wdrapała się na kolana Darkness i zaczęła prosić o trochę pożywienia poprzez łaszenie się do jej ramienia.
- Widzisz, jak się podlizuje? - osiemnastolatka wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ale po chwili wydęła wargi w grymasie niezadowolenia.- Ona mnie kocha tylko wtedy, kiedy coś dla niej mam!
- Ciesz się, że i tak nie musisz dbać o to, by nie drapała mebli i nie wybiegała nocą na podwórze na spotkanie z innymi kocurami.
- Dlatego właśnie nie posiadam kota, wystarczają mi spotkania z twoją Neko - wystawiła język i pogłaskała gładką sierść zwierzaka. Ten zamruczał z aprobatą.
W sobotę, tuż po pożegnaniu się z Lisą, które można było porównać do wzajemnego duszenia się i łamania żeber, postanowiłam przeprowadzić "kontrolę czystości" w mieszkaniu. Moim pierwszym celem stała się sypialnia, będąca w opłakanym stanie. Oczywiście wiadomo, kto był sprawcą tego bałaganu - osoba ta wciąż tłumaczyła się tym, że nie mogła zasnąć, więc rozpoczęła poszukiwania jakiegoś interesującego zajęcia, co stanowiły rozmaite gry planszowe, teraz porozrzucane po podłodze. W pewnym stopniu cieszyłam się z tego nieładu. Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość monotonnie, przynajmniej teraz mogłam zabrać się za coś, co sprawiłoby, że nie nudziłabym się choć przez kilka godzin. Denerwowała mnie cisza panująca w domu, pragnęłam czyjegoś towarzystwa. Nawet Neko się ode mnie odwróciła i z samego rana czmychnęła na podwórze, jakby przeczuwała, że w przeciwnym wypadku nie wypuściłabym jej z rąk i prowadziła wciągający monolog, którego i tak by nie zrozumiała.
Dość szybko uporałam się z większą częścią mieszkania, została mi tylko pracownia przepełniona niedokończonymi obrazami, nieudanymi szkicami i kilkoma perełkami - dziełami, z których byłam naprawdę dumna. Kiedy poczęłam układać wszystkie przybory na swoje miejsce, natknęłam się wzrokiem na bloczek, niedawno przeze mnie zakupiony. Niechętnie przewertowałam go i zatrzymałam się na rysunku spoglądającego przed siebie mężczyzny.Doskonale pamiętałam pierwszy dzień znajomości mojej i Davida oraz ten szkic, który wykonałam pospiesznie, próbując jednak zachować wszelkie szczegóły - niewielki zarost, grzywkę, która została poniesiona przez wiatr na bok czoła, długie, kuszące rzęsy.
W pewnym momencie w mojej dłoni zmaterializował się ołówek, a ja usiadłam przy stole i poprawiłam kontury profilu twarzy Watermana. Chciałam skończyć tę pracę, więc wytężyłam umysł, by przypomnieć sobie wygląd nauczyciela.
Cóż za ironia! Z jednej strony chciałam go zapomnieć i udawać, że nie mam z nim nic wspólnego, a z drugiej na przekór o nim myślałam i cieszyłam się, że go poznałam. Właśnie zamierzałam poskarżyć się umysłowi na moje niezdecydowanie, ale dzwoniąca komórka mi w tym przeszkodziła. O wilku mowa...- zaśmiałam się gorzko, spoglądając na wyświetlacz, po czym przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Halo?
- Hoshi? - David odpowiedział pytaniem. Jego głos był przyjemnie spokojny. Skinęłam głową na usłyszane pytanie, aż po chwili uzmysłowiłam sobie, że przecież on tego nie widzi. Zdusiłam w sobie śmiech i wydusiłam krótkie "tak".
- Czy moglibyśmy się dziś zobaczyć u mnie? Maj zbliża się wielkimi krokami i chciałbym jeszcze porozmawiać na temat wycieczki, a nie wszystko zostało zaplanowane.
Zastanowiłam się przez chwilę. Czyżby zapomniał, co się wczoraj wydarzyło? Wiedział przecież, że byłam zła na siebie i na niego, że do tego doszło i nie wyobrażałam sobie, żeby miało się to jeszcze raz powtórzyć. A prawie każda konwersacja z nim w cztery oczy właśnie tym się kończyła.
- O której mam przyjść?
Nastała kilkusekundowa cisza.
- Jeśli chcesz, mogę po ciebie przyjechać po południu, to dla mnie żaden problem.
- Nie ma takiej potrzeby, spacer mi nie zaszkodzi. - Przynajmniej uniknę kilku dodatkowych minut w twoim towarzystwie - dodałam w myślach, nie ujawniając, że nie do końca jestem przekonana do tego spotkania.
- W porządku - odparł. - Pasowałaby ci siedemnasta?
- Myślę, że tak, nie mam planów na dziś - po chwili ogarnęło mnie dziwne znużenie tą rozmową, która trwała za długo dla mojego umysłu, dręczonego myślami o Davidzie. Zdecydowałam się więc ją szybko zakończyć. - Jeszcze coś chce Pan wiedzieć?
- Nie, to wszystko - w głosie nauczyciela wyczułam nutę niezadowolenia w powodu użytej przeze mnie formy grzecznościowej, jednak nie skomentował tego. - Do zobaczenia.
Rozłączyłam się. W mojej głowie ponownie pojawiły się miliony pytań, na które niestety nie mogłam otrzymać odpowiedzi. Obawiałam się trochę tego spotkania. Jednak nie zamierzałam sobie teraz truć tym głowę, w końcu do tego wydarzenia pozostało jeszcze kilka godzin. Jednak przez cały ten czas nie mogłam się pozbyć wrażenia, że ustalanie we dwójkę przebiegu wycieczki było tylko pretekstem Watermana do zobaczenia się ze mną.
Adres zamieszkania Davida znałam na pamięć, gdyż na początku naszej znajomości podał mi go kilka razy. Zgodnie z umową, zjawiłam się u niego kilka minut po siedemnastej i tuż po powierzchownym zapoznaniu się z wnętrzem, z kawą w dłoni przysiedliśmy przy stole w pokoju dziennym i dopracowywaliśmy plan wycieczki do Miasta Aniołów. Mężczyzna zachowywał się nienagannie, jakby nie chciał zrobić niczego, czym mógłby mnie zranić. Doceniłam to. Starał się być uprzejmy, ale nie nachalny - nie próbował mnie dotknąć, chwycić za rękę. Dzięki temu atmosfera szybko się rozluźniła i zboczyliśmy z tematu majowej wędrówki na rzecz opisywania książek.
- A polecisz mi jakichś japońskich autorów? - chłopak uśmiechnął się lekko.- Ciekawi mnie twoja kultura.
-Nie czytałam wiele takich książek, gdyż przeprowadziłam się tu jako dziecko i nie miałam zbyt dobrego dostępu do tamtejszych dzieł, ale bardzo polubiłam utwory pisarza Haruki Murakami. Więcej jednak przeczytałam tłumaczeń chińskiej literatury - zaśmiałam się na myśl, że ja, rodzona Japonka, wolę coś, co pochodzi z innego, azjatyckiego kraju. - Najczęściej jednak miałam styczność z przeróżnymi mangami i anime, to na nich się wychowałam.
- To są te komiksy i bajki,prawda? - Waterman zdawał się nie być pewny. Pokiwałam twierdząco głową, po czym odparłam:
- Teraz jednak się tym zbytnio nie interesuję, ale Lisa, moja przyjaciółka, jakiś czas temu odkryła to z moją pomocą i wciąż ogląda te kreskówki. Poza tym kiedy przyjeżdżam na wakacje do mamy, ta za każdym razem powtarza, że zapominam o tradycji mojego kraju i od bycia Amerykaninem dzieli mnie tylko operacja plastyczna oczu - oboje zaśmialiśmy się na te słowa, a mój towarzysz w skupieniu przyjrzał się dokładniej mojej twarzy. Po chwili znowu wybuchł głośnym śmiechem, czym zbił mnie z pantałyku.
- Coś nie tak? - zapytałam. Musiałam poczekać kilkanaście sekund na odpowiedź, ponieważ David zaczął się dusić z braku powietrza. Później jednak spróbował się opanować, co mu zresztą kompletnie nie wychodziło, po czym stwierdził:
- Nawet nie wiesz, jak śmiesznie byś wyglądała po takiej operacji.
W odwecie, korzystając z okazji, że David zajęty był zakrywaniem sobie ust dłońmi, by powstrzymać kolejny atak radości, uderzyłam go otwartą dłonią w ramię. Tyle że odrobinę mocniej, niż zamierzałam.
- Aua, to bolało! - z udawanym wyrzutem pogładził miejsce, w którym jeszcze niedawno spoczywała moja dłoń. Przymrużyłam oczy i zrobiłam groźną minę pod tytułem: "lepiej ze mną nie zadzieraj".
- I dobrze. Chciałeś, to masz! - spojrzałam na zegar ścienny wskazujący godzinę 18:56 i dodałam, zmieniając temat. - Chyba już będę musiała się zbierać.
- Odwiozę cię - nauczyciel chwycił nasze kubki i skierował się do kuchni. Nagle pokiwał głową, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. - To by było naprawdę śmieszne... - mruknął pod nosem i następnie ukrył się za ścianą drugiego pomieszczenia.
Oparta skronią o szybę samochodu, w którym się właśnie znajdowałam, wpatrywałam się w otaczający mnie widok, pogrążony w ciemności. W okolicy, w której mieszkałam, postawiono niewiele latarni, dlatego też dawało to złudne wrażenie, że już dawno zapadła noc.
Mimo iż dobrze bawiłam się w domu mężczyzny, wiedziałam, że błędem będzie, jeśli dłużej będę spędzała z nim czas. Podjęłam decyzję, o której już dziś musiałam mu powiedzieć. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy spostrzegłam, że auto zwalnia i skręca w zaułek tuż przy moim domu. Wysiadłam z pojazdu i, nie spoglądając w stronę kierowcy idącego w moje ślady, w ciszy oparłam się o zimną ścianę budynku. Moje ciało przeszedł dreszcz, a na przedramieniu pojawiła się gęsia skórka powstała na wskutek chłodu dzisiejszego dnia. By nie myśleć jeszcze o zbliżającej się rozmowie, zastanowiłam się, czy miasto w nocy nawiedzi burza. Miałam nadzieję, że nie, bo, odkąd pamiętam, bałam się odgłosu grzmotów i piorunów uderzających w skorupę ziemską.
Przeniosłam wzrok znad ciemnego nieba na Davida, stojącego zaledwie kilka kroków ode mnie i obserwującego mnie ze zniecierpliwieniem wypisanym na twarzy. Wiedział, że coś mnie trapi.
- Myślę, że powinniśmy to zakończyć - bez zbędnych wstępów przeszłam do sedna sprawy. Uznałam, że postąpię właściwie, jeśli nie będę tego dłużej ukrywać. Zdawałam sobie sprawę z tego, że zdanie te zaskoczy mężczyznę. I nie myliłam się. Spoglądał on na mnie wzrokiem, jakby ktoś przebił jego serce wyimaginowanym sztyletem. Nie potrafił wydusić z ust ani słowa. Postanowiłam więc kontynuować moją wypowiedź, beznamiętnie przyglądając się moim tenisówkom zatopionym w żwirze.
- Lubiłam cię... Do czasu, aż okazało się, że jesteś moim nauczycielem. To, że jesteś starszy ode nie aż o dziesięć lat nie ma istotnego znaczenia, ale twoja praca... - moje myśli były chaotyczne, nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Chciałam to zakończyć jak najszybciej, wymazać pamięć o nim. Tak będzie dla mnie najlepiej. - David, zrozum, nie możemy się spotykać! Wychowawca nie może utrzymywać prywatnych stosunków ze swoją uczennicą - jeśli ktoś się dowie o tym, że się znamy, rozpęta się piekło. Muszę... - ucięłam na chwilę, by pomyśleć nad dalszymi słowami. - CHCĘ to przerwać. Nie mogę się z tobą widywać poza szkołą. Nasza znajomość była skazana na niepowodzenie już na samym początku.
Dopiero wtedy zmusiłam się do uniesienia głowy, by zobaczyć reakcję Watermana. Jego wzrok był pusty, a mina nie wyrażała żadnych emocji. Trwaliśmy w milczeniu dość długo, aż nagle do moich uszu dotarło pytanie:
- To twoja ostateczna decyzja?
Wciągnęłam głośno powietrze do płuc, by potem pozwolić mu wydostać się ponownie na wolność.
- Tak - wyszeptałam. - Masz narzeczoną, dbaj o nią i zapomnij o mnie. To nie może się udać.
Zauważyłam, że mężczyzna zacisnął dłonie w pięść.
- Zerwę z nią - jego głos był niezwykle stanowczy. - I mogę zmienić pracę, nie muszę być nauczycielem.
- Nie. Nie zamierzam cię zmieniać i do niczego zmuszać - nie miałam pojęcia, jak go przekonać do moich racji. Jedynym wyjściem było zadać mu tak bolesny cios, by na zawsze zniknął z mojego życia. Więc to uczyniłam. - Nie kocham cię, ani nie lubię. Nigdy nie darzyłam cię jakimkolwiek uczuciem i to się nie zmieni. Dlatego proszę cię, byś odszedł i zostawił mnie w spokoju.
Starałam się, by wypowiedź ta zabrzmiała oschle i dobitnie. W ten sposób chciałam go powstrzymać przed dalszym szukaniem sposobu podtrzymania przy życiu naszej znajomości. Ku mojemu zdziwieniu, osoba, z którą rozmawiałam - zamiast się poddać - błyskawicznie podeszła do mnie i z narastającą wściekłością uderzyła lewą dłonią o mur, tuż przy mojej twarzy. Momentalnie to ja poczułam się ofiarą, poszkodowanym, mimo iż powinno być na odwrót.
- Czy naprawdę, przenigdy w życiu, nie myślałaś o mnie? Nie przypominałaś sobie naszych rozmów, nie uśmiechałaś się na mój widok?
Otworzyłam szeroko oczy. Nie spodziewałam się tego po nim. Pytania te zaciekle bombardowały moje uszy, raniąc je. Miałam ogromną ochotę zakryć je rękoma, byleby tylko nie móc słyszeć nic więcej. Do oczu napłynęły mi łzy, których wydostanie się próbowałam za wszelką cenę powstrzymać. Nie odezwałam się. Zamiast tego wlepiłam wzrok w jego usta, które okazały się sprawcą mojej udręki, gdyż to one były w pełni odpowiedzialne za słowa z nich się wydobywające. Waterman rozluźnił nieco mięśnie, a jego głos stał się delikatniejszy. Nie byłam pewna, czy on również czuje, że słone krople atakują jego niebieskie tęczówki.
- Czy twoje serce ani razu nie przyspieszyło, kiedy musnęliśmy się opuszkami palców? Albo gdy spletliśmy swoje dłonie. Pamiętasz to?
Jego wypowiedź mnie przytłoczyła, nie miałam sił na wypowiedzenie choć jednego wyrazu, więc zdecydowałam się tylko na zaprzeczenie ruchem głowy.
Kłamiesz.
David delikatnie ujął moją rękę, a po chwili drugą położył mi na policzku.
- A to? Nic nie czułaś, gdy byłem tak blisko ciebie? Czy tylko udawałaś, kiedy zamknęłaś oczy i poddałaś się temu? - jego głos się załamał.- Nic dla ciebie nie znaczę?
Nie przestawałam kręcić głową. Łzy już jakiś czas temu oszpeciły moją jasną twarz, ale nie przejmowałam się tym. Teraz całą swoją uwagę skupiłam na przypominaniu sobie wydarzeń, dzięki którym nasze relacje stawały się coraz bardziej poważniejsze. Doskonale pamiętam jego niewinny dotyk; nasze dłonie splecione ze sobą w momencie, gdy z nieba padał siarczysty deszcz; przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym ciele, czy wspólne rozmowy. Ale jednocześnie nie mogłam wyrzucić z umysłu obrazu jego pierścionka zaręczynowego oraz świadomości, że jego serce powinno należeć do innej kobiety. Jak więc mogłam coś do niego czuć? Nie chcę. Nie potrafię.
Kolejne kłamstwo.
Byłam zbyt pochłonięta własnymi myślami, że do dziś nie wiem dokładnie, w którym momencie David pochylił się, zbliżył swoją twarz i złączył swoje wargi wraz z moimi. Byłam pewna jedynie tego, że, przymknąwszy oczy, mimowolnie oddałam ten pocałunek przepełniony złością, żalem i smutkiem chłopaka. Z początku jego usta subtelnie poruszały się po moich wargach, jednak po chwili stały się bardziej natarczywe, nasze języki pożądliwie muskały się i wykonywały przedziwny taniec. Amerykanin przesunął dłoń na mój kark, po czym wplótł ją w moje włosy, a drugą oparł na moim biodrze. Ja nie pozostawałam mu dłużna i objęłam jego szyję, przez co przywarliśmy do siebie jeszcze mocniej. Moje serce biło jak oszalałe, w uszach szumiało od nadmiaru emocji, a nozdrza wypełniał intensywny zapach jego perfum. W jednej chwili zapomniałam o tym,co działo się kilkadziesiąt sekund temu, teraz liczył się dla mnie tylko dotyk, przyjemne ciepło i oddech Davida, który wypełniał moje płuca. Wreszcie byłam szczęśliwa, nie musiałam się ograniczać, ani powstrzymywać. W czasie, gdy pocałunek stał się jeszcze bardziej namiętny, David potęgował moje doznania i czule gładził moje włosy i skórę na karku. Mężczyzna delikatnie przygryzł moją dolną wargę, po czym odsunął się i oparł swoje czoło o moje. Kiedy spotkaliśmy się wzrokiem, dostrzegłam w jego oczach radośnie szalejące ogniki. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, unoszącej się w niesamowicie szybkim tempie, i przymknęłam na kilka sekund powieki. Mogłabym przysiąc, że czułam pod palcami rytmiczne, ale przyspieszone uderzenia jego serca.
Mężczyzna otworzył usta z zamiarem wypowiedzenia pewnego, krótkiego zdania, które sprawiło, że na moment zapomniałam, jak się oddycha. Ostatni raz spojrzałam w jego tęczówki, rozświetlone przez kiełkujące w jego sercu uczucie i cieszyłam się tą chwilą ciszy, zanim została ona przerwana przez jego szept, przyprawiający mnie o szybsze bicie serca...
- Kocham cię, Hoshi.
*Aishiteru yo (z jap.) - "kocham cię"
Subskrybuj:
Posty (Atom)