Dziś
Młoda Japonka chwyciła metalową łyżeczkę,
po czym zamieszała nią kawę, którą dopiero co przyniosła kelnerka. Upiła łyk
napoju i oparła się delikatnie o krzesło wykonane z ciemnego drewna. Od kobiety
biła dobrze jej znana duma, a te poczucie dopełniał elegancki strój, bowiem na soczyście niebieską bluzkę narzuciła biały żakiet, którego rękawy sięgały do łokcia,
czarne spodnie rurki pomarszczone u dołu oraz tego samego koloru szpilki.
Nadgarstki dziewczyny były przyozdobione kilkoma złotymi bransoletami, a promienie
słońca, które przebijały się przez kurtynę niebieskawych chmur i padały na jej
ciało, nadały blask drogim ozdobom. Azjatka pełna wdzięku skierowała swoje
brązowe oczy na zajęte przeciwlegle krzesło, znajdujące się po drugiej stronie
okrągłego stołu.
- Jak długo spotykali się na tym
przystanku?- odezwała się i zaobserwowała, jak upijam łyk swojej kawy.
Zastanowiłem się.
- Nie pamiętam dobrze, ale chyba cały
tydzień - zaśmiałem się, kiedy skrzywiła się na te słowa.- Ale coraz częściej
zdarzało się, że zamiast wysiadać na swoich stacjach, jechali oni dalej przed
siebie, nie wiedząc nawet, w jakim miejscu się zatrzymają. Czuli dziwną
potrzebę przebywania ze sobą, dlatego też uznali, że nie widzą sensu w
spieszeniu się do domu. Jak to Hoshi mówiła: „jak czas kocha, to poczeka”-
zaśmiałem się. Na usta Kate wkradł się mały uśmiech, który jednak szybko znikł,
kiedy rzekła:
- Ja i tak bym nie wytrzymała tyle czasu
w autobusie - przyjrzała się mojej lekko opalonej twarzy.- Nie uważasz, że to trochę
nudne?
Nie odpowiedziałem. Zamiast tego potarłem
opuchnięte powieki i ziewnąłem.
- Nie spałeś?
- Niestety - położyłem głowę na rękach
opartych na stole. Przymknąłem oczy i zacząłem skarżyć się pod nosem na Boga,
który zeszłej nocy sprowadził na miasto burzę. Nagle pomieszczenie wypełniło
się śmiechem Azjatki.
- Tak, ja też nie znoszę piorunów. Mama
opowiadała mi, że jak byłam mała, to przychodziłam do niej wtedy bardzo
wystraszona i przytulałam się do jej ciepłej skóry, by po chwili usnąć. Teraz
jednak nie mam do tego niczego, oprócz starego pluszaka - zażartowała.
Otworzyłem oczy i pochyliłem się nad
stołem.
- Może pomóc ci wpaść w objęcia
Morfeusza, kiedy znów nadejdzie wichura?- mrugnąłem zachęcająco. Oczywiście nie
było w tym pytaniu ani krzty powagi. Wczorajsze spotkanie spowodowało, że w
ciągu ostatnich godzin zachciało mi się śmiać i żartować. Przez ostatnie cztery
lata mój wesoły humor zdawał się być zagrożony wyginięciem, gdyż był objawem
bardzo rzadko spotykanym. A nagle z minuty na minutę czułem coraz większą
radość, która nie chciała mnie opuszczać ani na krok. Nie wiedziałem, czy te
uczucie powstało za sprawą możliwości opisania mojej historii, czy po prostu
sama rozmowa z kimś powodowała w moim ciele przyjemne dreszcze. Byłem pewien
jedynie tego, że widocznie mój organizm czuł niezmierne zapotrzebowanie na tego
typu emocje.
Kate po chwili również pochyliła się tak,
że dystans pomiędzy naszymi twarzami znacznie się zmniejszył. Momentalnie
poczułem zapach jej perfum, których woń jednocześnie drażniła i odurzała swoim
kwiatowym zapachem.
- Kusząca propozycja - szepnęła,
przybliżając usta do mojego ucha, bym tylko ja z obecnych tu gości w kawiarni
„Cookie” mógł to usłyszeć. Po chwili znów dało się słyszeć jej śmiech, któremu
również zawtórowałem. Japonka oklapła z powrotem na krzesło i dokończyła pić
kawę, która zdążyła już wystygnąć. Westchnąłem i wyjrzałem za okno, koło
którego umiejscowiony był nasz stolik. Widok burzowych chmur, które ponownie
zmieszały się z popołudniowym niebem, przypomniał mi krople deszczu spływające
do chudym ciele Hoshi. Jak na zawołanie po tej myśli rozpadał się gęsty deszcz
brutalnie odbijający się od asfaltowej powierzchni.
- Szlag by to trafił, nie zabrałam ze
sobą parasola - jęknęła Kate, na co zbytnio nie zareagowałem. Teraz moja
świadomość zajęta była oczekiwaniem na przypomnienie sobie tego momentu, w którym
zimne odłamki płynnej substancji atakowały moje ubrania, które stawały się
coraz bardziej mokre, podobnie jak bluzy ludzi za oknem, którzy w pośpiechu
starali się ukryć pod dachami budynków otulonych śniegiem.
kwiecień, 2008 rok
Zdecydowanym krokiem wszedłem do
pomieszczenia i usiadłem na czarnym krześle umiejscowionym przed starym
biurkiem, którego powierzchnia powoli niszczyła się pod naciskiem rąk dyrektora
Hendersona, spoczywających właśnie na blacie tego mebla.
- Witam, panie Waterman - skinął mi na
powitanie głową, po czym pogładził czubek swojej głowy, na której pozostało już
tylko kilka siwiejących kosmyków. Mężczyzna za biurkiem sprawował swój urząd
już od przeszło piętnastu lat, czas ten
dawał się mu we znaki poprzez coraz większą ilość zmarszczek i nieustannie
rosnący brzuszek.
Przeniosłem wzrok z twarzy pana Hendersona na
ściany gabinetu, których powierzchnia została zapełniona prawie w całości
książkami współczesnych, jak i epokowych, autorów. Wystrój pomieszczenia nie
był zachwycający, ale również nie drażnił oczu. Dominowały tu kolory jasne,
głównie beż i szarość, choć momentami dało się zauważyć kilka kolorowych
pamiątek z całego świata. Mimo widocznej nadwagi i tego,że z pozoru dyrektor
sprawiał wrażenie leniwego domatora, którego ulubioną czynnością było chwytanie
za pilot od telewizora i oglądanie programów, których treść została całkowicie
pozbawiona wszelkich moralizatorskich sentencji, tak naprawdę podróżował on co roku po świecie, o czym
wspominał pierwszego dnia mojej pracy.
- Rozmawialiśmy już o tym dziś rano, ale
chciałbym pana poinformować o tym, że podjęliśmy już decyzję. Nauczycielka
języka angielskiego, pani Wilson, udała się dwa tygodnie temu na urlop macierzyński
i z tego też powodu zaoferowaliśmy panu jej posadę. Z racji tego, iż moja
pracownica była jednocześnie wychowawczynią klasy IIIa, uważamy, że
powinien pan przejąć jej obowiązki. Tak więc zostawiam panu pod opiekę
dwudziestu dwóch uczniów i mam nadzieję, że bardzo szybko uda się panu
przekonać ich do siebie - mężczyzna uśmiechnął się.- Radziłbym zorganizować pod
koniec maja jakąś wspólną wycieczkę, która pozwoli poznać się wam nawzajem.
Odwzajemniłem uśmiech i podniosłem z
brzegu biurka niewielką stertę papierów, z których mogłem uzyskać informacje na
temat tejże klasy. Pan Henderson odprowadził mnie do drzwi, a po chwili jego
gęste brwi zmarszczyły się, kiedy zaczął nad czymś rozmyślać.
- Aha - spojrzał ponownie na mnie.-
Zapomniałem dodać, że niestety po
wydarzeniach związanych z poszukiwaniami nowego nauczyciela na stanowisko pani
Wilson, dziennik klasy IIIa gdzieś się zawieruszył i niestety ksero ocen
poszczególnych uczniów, które panu przekazałem, nie zawiera ich imion i
nazwisk. Myślę jednak, że nie będzie to większym problemem, jeśli pełną listę z
danymi otrzyma pan dopiero rano. Proszę nie zapomnieć, że jutro poznają swojego
nowego wychowawcę już na drugiej lekcji, tak więc życzę powodzenia.
Podziękowałem, a następnie wyszedłem z
gabinetu. Schowałem ostrożnie wszystkie dokumenty do teczki, po czym
skierowałem się w stronę gabinetu nauczycielskiego. Rozmowa, która miała miejsce
dosłownie przed chwilą, rozśmieszyła mnie na tyle, że na mojej twarzy
zagościł uśmiech. Osobiście nie nazwałbym niedawno zaistniałej sytuacji jako wymiany zdań, gdyż pan
Henderson w większej mierze prowadził monolog, mówił tak pospiesznie, że nie
mogłem o nic zapytać, czy po prostu cokolwiek odpowiedzieć. Fakt, że jutro
nadejdą moje pierwsze zajęcia z klasą, którą miałem się opiekować, zbytnio mnie
nie przerażał, co najwyżej modliłem się o to, bym nie trafił na osoby mało
inteligentne, delikatnie mówiąc.
Z uśmiechem na ustach dotarłem do
gabinetu, nałożyłem na siebie cienką kurtkę i wyszedłem ze szkoły. Spojrzałem leniwie na zegarek na lewym
nadgarstku, którego wskazówki zbliżały się do godziny 14:00. Wyciągnąłem
komórkę, aby sprawdzić, czy dostałem wiadomość od Hoshi. Dziewczyna powiedziała
mi wczoraj, że dziś przyjdzie wcześniej na przystanek, ale poczeka tam na mnie,
zamiast wrócić wcześniej do domu. Ja również kończyłem tego dnia pracę znacznie
wcześniej, więc uznaliśmy, że nie ma sensu czekać na przyjazd autobusu prawie
dwie godziny i odprowadzę ją do domu, mimo iż droga do mojego mieszkania
prowadziła w przeciwnym kierunku. Posmutniałem, kiedy zauważyłem, że nie
dostałem od niej odpowiedzi na pytanie, czy czeka już na umówionym miejscu.
Westchnąłem i ruszyłem w stronę warsztatu, w którym znajdował się mój
naprawiony już samochód. Nagle z nieba otoczonego płachtą ciemnych chmur
wydostały się niewielkie krople zimnego deszczu, które bezgłośnie zatopiły się
w chodniku. Narzuciłem na głowę kaptur i wsłuchałem się w swój oddech.
Nie mogłem doczekać się kolejnego spotkania z Japonką, która przez ostatni tydzień wypełniała mój czas swoją obecnością. Codzienność znalazła dla nas półgodzinną atrakcję, którą była rozmowa od momentu dotarcia na przystanek autobusowy, aż do czasu wyjścia na stacji w pobliżu jej domu. Japonka nieraz prosiła mnie, żebym nie czekał, aż ona wysiądzie z autobusu i przegapiał tym swoje miejsce wysiadki, gdyż źle się czuła z myślą, że potem musiałem w słabnącym świetle szybko zachodzącego słońca wracać do siebie. Ja jednak zawsze ignorowałem jej błagania, ponieważ czułem dziwną potrzebę przebywania z nią jak najdłużej. Te kilkadziesiąt minut spoglądania na jej zawsze rozpuszczone włosy powodowały w moim umyśle coraz większy niedosyt. Gdybym mógł, przebywałbym z nią jak najdłużej, jednak czas na to nie pozwalał.
Nie mogłem doczekać się kolejnego spotkania z Japonką, która przez ostatni tydzień wypełniała mój czas swoją obecnością. Codzienność znalazła dla nas półgodzinną atrakcję, którą była rozmowa od momentu dotarcia na przystanek autobusowy, aż do czasu wyjścia na stacji w pobliżu jej domu. Japonka nieraz prosiła mnie, żebym nie czekał, aż ona wysiądzie z autobusu i przegapiał tym swoje miejsce wysiadki, gdyż źle się czuła z myślą, że potem musiałem w słabnącym świetle szybko zachodzącego słońca wracać do siebie. Ja jednak zawsze ignorowałem jej błagania, ponieważ czułem dziwną potrzebę przebywania z nią jak najdłużej. Te kilkadziesiąt minut spoglądania na jej zawsze rozpuszczone włosy powodowały w moim umyśle coraz większy niedosyt. Gdybym mógł, przebywałbym z nią jak najdłużej, jednak czas na to nie pozwalał.
Hoshi wzbudzała we mnie fascynację, która
nie dawała mi spokoju ani na chwilę. Myślałem o niej z samego rana, kiedy
szykowałem się do pracy, w szkole na lekcjach przypominałem sobie jej piękną
twarz, a po powrocie do domu uśmiechałem się sam do siebie. Kiedy byłem
dzieckiem, tylko raz doznałem podobnego uczucia. Było ono jednak chwilowe,
znikło już kilka dni później. Zobaczyłem wtedy plakat filmu, na którym została ukazana młoda kobieta o blond włosach. Widziałem jej zdjęcie tylko raz i od
razu powiedziałem znajomym, że kocham tę dziewczynę. Potem jednak jeden z
kolegów dodał, że jest to sławna gwiazda, która nawet nie wie o moim istnieniu.
Bardzo się wtedy zdenerwowałem i znienawidziłem kobietę z plakatu, a uczucie
wewnętrznej radości wygasło we mnie. Była to moja pierwsza miłość -
uśmiechnąłem się.- Więc czyżby Hoshi...? To niemożliwe, żebym tak szybko
się w niej zakochał. Bo przecież, kiedy kogoś kochasz, to na jego widok
przyspiesza Ci serce,a dłonie pocą się ze zdenerwowania, prawda? Ja niczego
takiego nie czułem, dlatego nie potrafiłem zdefiniować tego, co się teraz ze
mną działo.
W ciągu tych kilku dni dowiedziałem się o
niej wiele rzeczy. Japonka lubiła o sobie opowiadać, a ja milczałem i
wsłuchiwałem się w jej subtelny głos. Hoshi okazała się być osobą bardzo
wrażliwą, zauważyłem to już na początku naszej znajomości. Bardzo lubiła
malować, nigdy nie rozstawała się z ołówkiem i czystą kartką papieru, czasami
również czytała powieści obyczajowe. Znaleźliśmy w tym temacie wspólny język,
ponieważ sam uwielbiałem zagłębiać się w podobnych lekturach. Raz nawet
zarecytowała mi swój wiersz, który wymyśliła chwilę wcześniej i który przywołał
na nasze twarze promienne uśmiechy. Jej życie i pasję uważałem za znacznie
ciekawsze, niż to, co ja sam miałem do zaoferowania. Zawód nauczyciela w pobliskiej
szkole nie był dość interesującym tematem rozmowy, więc nie dostrzegałem sensu
w opowiadaniu o tym. Jedynie powiedziałem jej, że uczę i uznałem, że ta
informacja w pełni wystarczy, jak na tak krótką znajomość. Wolałem słuchać jej
narzekań na brak czasu, spowodowany ciągłą nauką. Cieszyłem się wtedy jednak z
faktu, że obrała jakiś cel w swoim życiu i pragnie zdobyć jak największą wiedzę
na studiach. Hoshi nie mówiła, do jakiej szkoły uczęszcza, ale sądząc po jej
komunikatywności i toku rozumowania, przypuszczałem, że już dawno skończyła
liceum. Nie widziałem innego wyjścia.
Co jeszcze dowiedziała się o mojej
osobie? Przekazałem jej zaledwie cząstkę swojego umysłu, najbardziej
zaciekawiło ją moje zainteresowanie gotowaniem. Nie byłem specjalistą w tym kierunku,
jednak, będąc w kuchni, czułem się tak, jakbym właśnie tam mógł spędzić cały swój czas przy patelni i garnkach. Obiecałem nawet Kazumi, że kiedyś przyrządzę
dla nas sushi. Podjąłem wyzwanie z uśmiechem, mimo iż nigdy nie miałem okazji
tego robić.
Przekroczyłem próg warsztatu
samochodowego i po zapłaceniu należytej sumy za naprawę odebrałem auto w
kolorze czarnym. Od razu pojechałem w kierunku przystanku autobusowego, gdzie
zapewne czekała już na mnie Japonka. Wiatr na zewnątrz się wzmógł i momentalnie
z nieba lunął deszcz. Już po kilku minutach chodniki i budynki wyglądały jak po
długotrwałej wichurze. Domyśliłem się więc, że dzisiejsza noc nie będzie
należała do najlepszych.
Zatrzymałem pojazd tuż pod przystankiem, mimo iż widziałem, że jest to niedozwolone. Otworzyłem drzwi od strony pasażera i spojrzałem na Hoshi skuloną pod dziurawym daszkiem, który nie ochronił jej dostatecznie dobrze przed kroplami wody wsiąkającymi w jej dżinsowe spodnie. Wychyliłem się lekko w stronę dziewczyny.
Zatrzymałem pojazd tuż pod przystankiem, mimo iż widziałem, że jest to niedozwolone. Otworzyłem drzwi od strony pasażera i spojrzałem na Hoshi skuloną pod dziurawym daszkiem, który nie ochronił jej dostatecznie dobrze przed kroplami wody wsiąkającymi w jej dżinsowe spodnie. Wychyliłem się lekko w stronę dziewczyny.
- Hoshi, chodź! - Japonka spojrzała na
mnie zdezorientowana, ale po chwili znalazła się już wewnątrz ciepłego
samochodu. Zapięła ostrożnie pas bezpieczeństwa, a ja ruszyłem w kierunku jej
domu.
- Myślałam, że nie przyjdziesz - Kazumi
zaczęła obserwować moje dłonie mocno ściskające kierownicę. Zerknąłem w jej
stronę w momencie, kiedy przeczesała palcami swoje włosy sklejone od deszczu.
- Pisałem do ciebie - przypomniałem
sobie, ignorując jej wcześniejszą wypowiedź. - Czemu nie odpisałaś?
- Ach, przepraszam. Miałam jeszcze coś do
załatwienia i wiadomość przeczytałam dopiero kilka minut temu. Pomyślałam
sobie, że nie ma sensu odpisywać, skoro zapewne zaraz się pojawisz albo jesteś
już w domu i nie chcesz, abym ci przeszkadzała.
Przewróciłem leniwie oczami.
- Nigdy nie będziesz mi przeszkadzać -
zauważyłem, że dziewczyna wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Zwolniłem na
skrzyżowaniu i rozejrzałem się dookoła. - W którą stronę mam skręcić?
- Pojedź teraz w lewo, a potem cały czas
prosto. Tam będzie mój dom - umilkła na chwilę i wpatrzyła się w moją twarz
skupioną na jeździe. Przechyliła lekko głowę w moją stronę i wystawiła dolną
wargę do przodu. - Ale wiesz, że nie musisz mnie odwozić? Poradzę sobie.
Wskazałem na krople deszczu spływające po
szybach samochodu i odparłem ironicznie:
- Tak, na pewno w tą pogodę uda ci się
dojść suchą do domu.
Hoshi uderzyła mnie lekko w ramię, kiedy
wybuchłem śmiechem na dźwięk własnych słów.
- Nie śmiej się ze mnie - zamrugała. - To
tutaj - pokazała palcem na nieduży domek jednorodzinny otoczony wokoło innymi budynkami.
Parking umiejscowiony przed mieszkaniami był całkowicie zapełniony samochodami, nie było więc szans, żebym zatrzymał się dokładnie pod drzwiami domu Hoshi.
Musiałem to zrobić kilkanaście metrów dalej, ponieważ tylko tam było
dostatecznie dużo miejsca.
- Będziemy musieli pobiec, żebyśmy nie byli cali przemoczeni - kobieta odpięła pas i chwyciła za klamkę od drzwi auta. - Gotowy?
- Będziemy musieli pobiec, żebyśmy nie byli cali przemoczeni - kobieta odpięła pas i chwyciła za klamkę od drzwi auta. - Gotowy?
Skinąłem głową. Od razu wysiedliśmy z
pojazdu i aktywowałem alarm zabezpieczający przed ewentualnym włamaniem się do
samochodu. Hoshi rzuciła się biegiem w stronę domu kilka sekund
wcześniej, ale i tak zdołałem ją wyprzedzić. Zaśmiałem się tylko w momencie,
kiedy bez większego trudu wyprzedziłem ją.
- Zaczekaj! - krzyknęła za mną. Zwolniłem
kroku i chwyciłem jej lewą dłoń, którą ścisnąłem w biegu. Szybko dotarliśmy na
miejsce,a dziewczyna otworzyła nam drzwi. Weszliśmy do środka i zdjęliśmy buty.
Nasze ciała były mokre od wody, twarz Japonki była rozgrzana po szybkim biegu i
jednocześnie wilgotna od deszczu. Do jej bladego czoła poprzyklejały się
kosmyki czarnych włosów, które po chwili zgarnęła do tyłu. Kiedy tak staliśmy,
zdążyłem przyjrzeć się jej białej koszulce, na którą narzuciła czerwoną,
rozpinaną bluzę. Krople spływały jeszcze po jej nagim dekolcie i ukryły się pod
jej ubraniem. Przełknąłem ślinę i odwróciłem wzrok z jej skóry, która wabiła
swoim widokiem.
- Przyniosę nam ręczniki - spojrzałem w
oczy Kazumi, których wzrok po chwili utkwił w drewnianej podłodze, na której
staliśmy. Dziewczyna zarumieniła się lekko i podeszła do mnie niepewnie.
- David?
- Tak? - wstrzymałem oddech.
- Czy możesz puścić moją dłoń? - oboje
skierowaliśmy twarze w kierunku naszych splecionych palców. W ciągu ułamku
sekundy mój umysł przypomniał sobie moment sprzed kilku minut, kiedy złapałem
jej rękę podczas biegu. Wypuściłem powietrze z ust i pomogłem Hoshi wydostać się z uścisku mojej dłoni.
- Przepraszam - szepnąłem, na co kobieta
skinęła tylko głową i poszła po ręczniki.
W oczekiwaniu na jej powrót ,
zdecydowałem się rozejrzeć po mieszkaniu, które nie miało pięter, mimo iż było
przeznaczone dla jednej rodziny. Po mojej lewej stronie znajdowała się
przestronna kuchnia, której meble i ściany były pomalowane w stonowanych
kolorach. Zaś po mojej prawej dostrzegłem niewielki salon, który istotnie był
również pokojem gościnnym, podobnie jak większość pokoi tutaj. Ominąłem kuchnię
połączoną z jadalnią i wszedłem do dużego, kolorowego pomieszczenia, którego
wystrój był miły dla oczu. Przy ścianie umieszczono wielkie, biało-niebieskie łóżko, a
obok niego postawiono rząd regałów przepełnionych książkami oraz komodę z
ubraniami. Zdałem sobie sprawę, że właśnie stałem w sypialni Hoshi, w której
zapewne spędzała najwięcej czasu. Od razu wycofałem się z tego miejsca, gdyż
uważałam, że pomieszczenie to stanowiło jej prywatność, której nie zamierzałem
naruszać. Przemknąłem obok łazienki i toalety i przystanąłem przed starymi,
wielokrotnie używanymi drzwiami. Uchyliłem je powoli i rozejrzałem się. Moją
twarz wykrzywiło uczucie zdziwienia i podziwu. Pokój był wypełniony obrazami
namalowanymi przez Hoshi. Większość jej prac leżała na podłodze oparta o ścianę
i przykryta płachtą. Podszedłem do stołu znajdującego się w rogu pomieszczenia i
chwyciłem do ręki ukończony niedawno obraz. Przedstawiał on kobietę leżącą na łóżku.
Jej wzrok przesycony był strachem przed śmiercią, która miała za chwilę
nadejść. Dość młoda szatynka skierowała swój wzrok na osobę odwróconą do niej
plecami. Był to mężczyzna, którego postawa wyrażała obojętność.
Odłożyłem obraz, ponieważ przyprawiał mnie on
o smutek, a tego chciałem uniknąć, będąc u Kazumi. Spojrzałem na kolejną pracę,
na której została ukazana mała dziewczynka stojąca pośrodku pełnego
niebezpieczeństw lasu. Dziecko miało przewiązane oczy chustą, by ta nie mogła
nic zobaczyć. Dlatego też dziewczynka wyciągnęła przed siebie ręce, oczekując
tego, że ktoś je chwyci i zabierze z tego koszmaru. Nagle moją uwagę przykuł
blok rysunkowy, który Hoshi miała codziennie ze sobą i malowała w nim coś, ale
nie chciała wyjawić, co. Zaciekawiony przewróciłem pierwszą stronę, ale w tym
momencie Japonka zjawiła się w pokoju i odebrała mi notes, po czym podała
ręcznik.
- Tam są tylko zwykłe szkice, nic
ciekawego - położyła blok na drugim końcu stołu.- Zrobiłam nam kawy, chodź -
poszedłem z nią do kuchni, czując, że na kartkach musi być narysowane coś,
czego dziewczyna nie chce mi pokazać. Nie chciałem jednak na nią napierać,
wiedziałem, że prędzej, czy później, pokaże mi te szkice.
Wysuszyłem się za pomocą ręcznika, po czym
usiedliśmy w jadalni i chwyciliśmy za kawę. Przypadkiem jednak nasze dłonie
ponownie tego dnia spotkały się ze sobą, kiedy przejąłem od Hoshi kubek z napojem,
który mi podała. Nasze twarzy pokryły się delikatnym rumieńcem. Gest ten trochę
nas zawstydził, ale zauważyłem w brązowych oczach Hoshi błysk, który
poinformował mnie, że z drugiej strony dotyk naszych ciał powodował u niej
delikatne, ale przyjemne dreszcze.
Uśmiechnąłem się i upiłem łyk gorącej
kawy. Wiedziałem, że jeszcze nieraz nasze palce splotą się ze sobą.
Dziś
Zamrugałem kilka razy i wygramoliłem się
spod kołdry, która otulała moje ciało. Dzisiejszej nocy spało mi się dość
spokojnie, burza nie zaskoczyła miasta. Przeciągnąłem się leniwie i spojrzałem
na swoją prawą dłoń. Kciukiem lewej ręki
potarłem powoli wewnętrzną jej stronę. Tak bym chciał, aby nasze palce znów
się splotły tak, jak wtedy, Hoshi - do oczu napłynęły mi łzy, których
wydostanie się na zewnątrz próbowałem powstrzymać. - Brakuje mi ciebie,
wiesz? Podniosłem się z łóżka i
poprosiłem mój umysł, aby nie przypominał sobie tego okropnego wieczora. Nie
chciałem znów zadręczać się tymi wspomnieniami, które powodowały krwawienie z
miliona ran, które zdążyły już po części się zabliźnić w moim sercu. Skupiłem się więc na dzisiejszym spotkaniu z
Kate Fumiko - kobietą, która starała się zrozumieć moją tęsknotę i ból.
Zauważyłem już wczoraj, że przy całkiem obcej mi Azjatce zachowywałem się jak
jej stary znajomy. Śmiałem się, rozmawiałem z nią na różne, czasami banalne
tematy i bez większego skrępowania opowiadałem moją historię. Było to dość
nietypowe z mojej strony, gdyż tylko przy Hoshi stawałem się kimś innym -
beztroskim nastolatkiem - mimo iż miałem
wtedy dwadzieścia osiem lat.
Ziewnąłem i wstałem, po czym udałem się
do łazienki, by się ubrać. W końcu za kilkadziesiąt minut znów miałem zająć
miejsce przy stole w kawiarni "Cookie", aby opisać kobiecie pierwsze
komplikacje zaistniałe w czasie trwania znajomości Hoshi i Davida, które
zaczęły się już następnego dnia po ich wspólnym wieczorze w domu Japonki.
UWAGI: Gomenasai, gomenasai! Ach, przepraszam
Was za opóźnienia. Mój laptop był w
naprawie i mieliśmy wymianę dysku twardego, co oznaczało pozbycie się wszelkich
plików na naszym laptopie, włącznie z fragmentem 2 rozdziału książki, który
zaczęłam wtedy pisać. Ale nie martwcie się, miałam kopię zapasową :D
A tak wgl to ostatnio nie miałam weny i
zapanował u mnie postój na kilka tygodni. Dziękuję jednak, że czekaliście. O
właśnie, zdradzę Wam, że takiego sukcesu się nie spodziewałam! Na chwilę obecną mam 24 czytelników, kiedy na innych moich książkach było ich tylko 4-5. Tak więc
jestem Wam dozgonnie wdzięczna,juhuuu! Jest jednak jedno,wredne
"ale"... Pełno jest blogów z książkami i prawie zawsze występuje
takie dziwne zjawisko... Na początku pod rozdziałami można zauważyć dużą liczbę
komentarzy, a pod kolejnymi jest ich nawet o połowę mniej. Ja chcę od razu temu
zaradzić i napiszę bezwzględnie, że co najmniej od 3/4 czytelników spodziewam
się komentarzy. Umówmy się tak,że 15 opinii to najmniejsza liczba komentów,
jakich się spodziewam. Po prostu ja piszę to dla Was i chciałabym zobaczyć nawet
bardzo krótkie opinie z Waszej strony. Napisanie komentarza nie wymaga wiele
czasu,wiecie? To dosłownie minutka. Jeśli zauważę, że z każdym rozdziałem
będzie coraz mniej komentarzy, to się wkurzę i następnym razem nie poinformuję
o nn osób, które nie skomentują poprzedniej notki. Tak, jestem bezlitosna, ale
na pewno każdy z Was lubi,kiedy dostaje komentarze od czytelników, przede
wszystkim te krytyczne,a nie typu "super blog i zapraszam do
siebie...". Jeśli ktoś dalej nie rozumie, do czego zmierzam, zobaczcie na
dole strony taką ładną, małą tapetę z takim fajnym napisem: CZYTAM =
KOMENTUJĘ.
Dziękuję za uwagę.
P.S. I znów 7 kartek w Wordzie...
Chciałam zrobić krótszy rozdział od poprzedniego, ale po prostu nie potrafię napisać tak krótkich
xD
Aha. Mam nadzieję, że wszyscy czytelnicy
zapoznali się z zakładkami na blogu. Jeśli nie, niech zobaczą chociaż "O
książce" i "Bohaterowie" :)
P.S.2 Zapraszam Was również na nowego
bloga (yaoi) mojej koleżanki: Destiny Is Death ^^
No to się rozpisałaś dziewczyno!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ta historia :)
Świetne przejścia do teraźniejszości i przeszłości; )
Taak... Jak najbardziej warto było czekac tak długo, aż wena cię w końcu najdzie i coś napiszesz. I jestem z siebie dumna, wiesz? Bo nie przeczytałam tego rozdziału wczoraj, kiedy mi go wysłałaś na Gadu i wytrzymałam do teraz : D A szczerze powiedziawszy właśnie w tej chwili uśmiecham się jak głupia bo rozdział jest powalający! Sama nie wiem jak można tak dobrze pisac, tak świetnie przekazywać na papierze a w tym wypadku na wirtualnym papierze to co ma się w głowie. Jak zawsze jest genialnie <3. Nie ważne czy piszesz, czy sprawdzasz moje wypociny, we wszystkim potrafisz się odnaleźc. Jesteś jak robocik :D
OdpowiedzUsuńWygląd bloga jest bardzo przyjemny ;3
Rozdział jest genialny!
A ja cie normalnie kocham <3333
i dziękuję za polecenie mojego bloga! SARANGHAE ♥♥
oo i widze, że BEAST ci się spodobało, aww <3 Fiction, fiction, fiction :D <3
Dziękuję za poinformowanie mnie o nn. Tak, czytam Twoją książke. Na razie nie miałam czasu dodać komentarza, więc teraz to zrobię.
OdpowiedzUsuńRozdziały masz bardzo wciągające. Przejścia z teraźniejszości do przeszłości są świetne. Mam nadzieję, że wszystkie notki będą takiej długości jak ta. Czyta się bardzo szybko i nawet nie wiesz, kiedy już jest koniec.
Życzę weny i pozdrawiam! ;).
Ta historia podoba mi się coraz bardziej i niezwykle szybko się ją czyta. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca rozdziału. To wszystko wydaje mi się tak słodkie, że nie mogę doczekać się kolejnego wpisu *,*
OdpowiedzUsuńCieszę sie, że wróciłaś a twój laptop jest cały i zdrowy ;p bo szczerze powiedziawszy tęskniłam się za dalszą częścią historii ;p. Woo, robi się coraz gorąco. To spotkanie w deszczu było takie romantyczne, że byłam na 100% pewna, że jak on znajdzie się w jej domu, to coś się wydarzy, a tutaj tylko kawa? No cóż, moja wyobraźnia jest strasznie wybujała, więc... xD.
OdpowiedzUsuńAle i tak rozdział świetny i czekam na nexa ;p. Życzę duużo weny ;*
Hmm... Właśnie zastanawiam się,czy uchylić wam rąbka tajemnicy... Dobra,zrobię to ^^ No więc przyznam się,że sama też czekam na jakieś bardziej miłosne momenty, ale obiecuję,że pojawią się one już niedługo :) Sama jeszcze nie wiem kiedy dokładnie, ale na pewno za jakieś 3-4 rozdziały. A na takie sceny już baaaaaardzo ~ten teges~ to poczekacie sobie jakieś niecałe 4 miesiące książkowe :) Dobra,nie chcę za dużo mówić,bo jeszcze wszystko wygadam xd
UsuńAha. Chcę jeszcze dodać coś na temat tytułu rozdziału, ponieważ możecie go nie zrozumieć: tytuł nawiązuje do pasji gotowania Davida, jest to jakby fragment z książki kucharskiej, tylko całkiem inne składniki *__*
UWAGA! Proszę wszystkich czytelników,którzy korzystają z GG, aby podali swoje numery, bo tak będzie o mi łatwiej was poinformować o nn,niż żeby wchodzić na każdego bloga z osobna. Możecie też bezpośrednio napisać na moje GG: 32639137 :)
4733018 ;p to mój jak coś.
UsuńI korzystając z okazji, zapraszam do siebie na 3 rozdział opka xD.
Nie informuj, bo sama zaglądam raz w tygodniu na blogi czytelników i sprawdzam, czy jest coś nowego ;] Ogólnie tutaj jest fajny nagłówek, ale ten napis mi tutaj nie pasuje. Dałabym coś innego i może w innym kolorze.
OdpowiedzUsuńWyczuwam tu romans i z tego co czytam z komentarza wyżej, to ten romans będzie D: oj, dla mnie za szybko, ale cóż, wiesz, ja z natury lubię sceny... brutalne :D a może dasz brutalność z miłością? *,* proooszę!
Pozdrawiam, dobrze wiedzieć, że Twój laptop ozdrowiał ;d
niezłe, niezłe :D
OdpowiedzUsuńpodoba mi się jak zawsze ^^ szczegółowo wszystko piszesz i to jest fajne :)
Podoba mi się *.*
OdpowiedzUsuńOby tak dalej !
Kto ty jesteś? ^^ Możesz jak coś się podpisywać jakoś w komentarzach? ;D
UsuńOj... nadal nie ukrywam, że zazdroszczę ci stylu pisania. Jest świetny! Wszystko miałam idealnie wyobrażone przed swoimi oczami! Co do notki, to coraz bardziej lubię historię Hoshi i Davida, bo zaczyna mnie intrygować. Pewnie pod koniec zgotujesz im niezły... bigos. Ale ja tam jestem za tym, żeby bohaterowie nieco pocierpieli i nie mięli do końca szczęśliwego zakończenia. Bardzo się staram przy wymyślaniu fabuły do swojego opowiadania to uwzględnić xD Wracając... mam nadzieję, że pojawią się nieco bardziej... pikantniejsze scenki między nimi. Oj tak, zboczona natura Perełki się uaktywnia. Chociaż póki co splecione dłonie nie są takie złe. Tylko sprawiają, że chce się więcej. I więcej. Nie mogę doczekać się już 3 rozdziału. Pewnie nasz kochany nauczyciel okaże się zastępczym wychowawcą Hoshi. Oj, będzie się działo ! ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, bo taki zimowy masz szablon! ;**
Czy możesz zapewnić mnie, że jak to wydasz na piśmie i będzie w księgarni, to jak Ci podeślę adres to mi wyślesz jeden egzemplarz z dedykacją : dla wspaniałej Blood ?? xD
OdpowiedzUsuńAle skończmy o mnie... :P
Takie tajemnicze to wszystko i do tego takie słodkie, że już po prostu nie wiem co mam ze sobą zrobić, kiedy to czytam. A czyta mi się naprawdę szybko, czego nie ułatwia ilość tekstu xD Naprawdę spore masz te rozdziały. Dobrze, że przynajmniej warto się za nie brać, bo chyba bym umarła, gdybym miała czytać tyle tekstu na poziomie przedszkolnej inteligencji.
Masz szczęście droga autorko, że u Ciebie jest aż za wysoki poziom ! xD
Dziękuję też za poinformowanie mnie o rozdziale :)
Tak bardzo Cię przepraszam, że komentuję dopiero teraz! Po prostu ostatnio miałam... ciężką sytuację i totalnie brakowało mi sił, by czytać cokolwiek. Później totalnie wyleciało mi z głowy, że dodałaś notkę no i widzisz, tak wyszło :c Głupio mi, jeszcze raz przepraszam.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie podoba mi się ten rozdział. Ma idealną długość, jest tak wspaniały, jak poprzedni... Lubię sposób, w jaki piszesz i fakt, że rzucasz konkretami, wplatając w nie opisy, unikając zamieszczania trzech nudnych akapitów o tym, jak liść spadł z drzewa, czy kropla deszczu spływała po szybie. Szczerze doceniam takie rzeczy i mogę to napisać bez oporów, bo śmiem twierdzić, że zauważyłaś już moją... osobliwość. Tak, nazywanie mojego kretynizmu 'osobliwością' sprawia, że czuję się z tym lepiej. Sorry not sorry.
Wracając do historii, wszystko jest wyłożone na tacy, ale mimo to, mam wrażenie, że cały czas trzymasz coś w zanadrzu. Że nas zaskoczysz. I wiesz? Nie mam wątpliwości co do tego faktu :)
Przepraszam, po raz kolejny, ale nie mam sił wykrzesać z siebie więcej. Postaram się wynagrodzić Ci to następnym razem. Przepraszam.
Wiesz, że jesteś świetna, prawda?
Życzę dużo weny, pomysłów i ogólnie wszystkiego najlepszego :) xx
Chociaż rozdział przeczytałam już dawno z czystej ciekawości, to jak zwykle z czystego lenistwa nie podchodzę do klawiatury. (Za daleko) hahahhaha
OdpowiedzUsuńW sumie nie ma już co tutaj dodać; fabuła jest genialna, a do stylu pisania nie ma gdzie się przyczepić xD
Czekam na kolejny rozdział, życzę weny- chociaż najlepsza w tym nie jestem, bo mnie też ostatnio za często opuszcza.
W końcu się pozbierała i przeczytałam ^^ Oczywiście twoje dzieło jest po prostu ohhh <3 Tak z innej bajki podoba mi się imię Kazumi :P
OdpowiedzUsuńLecę przeczytać szybko następny rozdział <3
PS. Mój numer GG : 36674757 ^^
Nie no, padam na kolana. Dosłownie. Twoje opowiadanie jest genialne, naprawdę. Błahe rzeczy opisujesz w tak dokładny, interesujący sposób... W ogóle pisanie z perspektywy mężczyzny wychodzi Ci nieziemsko!
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że z radością będę śledziła losy Davida. Ciekawa jestem również, jak wygląda jego historia. Co wydarzyło się z Hoshi? Łeeee, Midori! Gratuluję pomysłu, powaliłaś mnie na kolana!
A, jeszcze jedno. Piszesz lepiej ode mnie. Dlaczego? Twoje opisy są żywe, sprawiają, że opowiadanie przepełnione jest kolorami, zapachami, dźwiękami... Nie potrafię tego w tak cudowny sposób oddać. Ty tak. ; D
I znowy sie nie rozpisze bo jestem na telefonie. Ten rozdzial czytako sie znacznie szybciej. Czekam na wiecej pikanterii. Jutro dotre do kolejnego rozdzialu.
OdpowiedzUsuńEj może sam widok Azjatki poprawia mu humor? Hmm soją drogą Kate nie jest taka zła tylko formalna za bardzo na to aby być Hoshi nr 2 :P
OdpowiedzUsuńDyrektor jak dyrektor amerykański = standart :P Nie lubię jego gabinetu - nudno :p poza książkami rzecz jasna. AAA ktoś ukradł dzienik!! Nie no niekompetentni pracownicy szkolni :p A może P. Wilson go ma u siebie? Będzie niańczyć wraz ze swoim bobo *.^ Osoby mało inteligentne w sql - no co ty tam ich jak igły w stogu siana trzeba szukać :/ . Kurcze jaki facio jest normalnie dziwny - ślub wychodzi na to z rozsądku.Hmm miłość jest dziwna. Ojj jaka romantyczna deszczówka :** Ejj o malunkach bardzo ciekawie piszesz. David ciekawski strasznie jest - ja bym nikomu po haus nie łaziła ale jak kto woli :) Ja myślę że ona jego malowała - haaa :P Ejj nie przejmuj się że zajmuje ci 1 rozdział 7 karteluszek w wordzie - to nie ma znaczenia. Ważniejszy jest sens i dobra książka a nie takie tam bzdetki. Pisz ile potrzeba :) Ej a może Kate to Hoshi a David o tym nie wiem?
Niah,niah! Tak, w końcu tu zawitałam, by czytać dalej^^ Przepraszam, że dopiero teraz, ale pomimo tego, że mam dla siebie czas na przyjemności, to i tak nie mam go zbyt wiele. Ne pewno nie zostawię lektury twojej książki :) Co do tej części to muszę powiedzieć, że coraz bardziej wciąga. Podziwiam cię za tak ładne pisanie. Byłaś na jakimś kursie, albo jesteś w szkole pisarskiej? *.* Pisałaś prędzej jakieś poważniejsze story? Na prawdę masz ogromny talent. Pozdrawiam~! Lena
OdpowiedzUsuń